Jan Bednarski

Strona domowa

Henryk Rodakowski - malarz arcydzieł

 

Portret dziewczyny z wachlarzem, 1879 (?)

Ten portret młodej dziewczyny powstał zapewne we Lwowie i po raz pierwszy był publikowany na Wystawie w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli 1 września - 19 października 2014 r.

 

Video z wystawy poniżej.

Anna KrólKatalog wystawy

 

     „Widziałem prawdziwe arcydzieło” zanotował w swoim dzienniku, pod datą 8 kwietnia 1853 roku, wielki francuski malarz romantyczny Eugène Delacroix, po obejrzeniu w pracowni Henryka Rodakowskiego Portretu matki.

     „Pierwszy raz bodaj wówczas w odniesieniu do obrazu polskiego artysty zostało użyte słowo «arcydzieło». Jest to słowo będące najwyższą pochwałą w języku mówionym o sztuce, słowo, którego używamy, gdy widzimy w dziele urzeczywistnienie najwyższego stopnia kunsztu artysty. Portret matki Rodakowskiego, obok wcześniejszego o rok Portretu generała Henryka Dembińskiego, był i pozostał najwyższym osiągnięciem sztuki portretowej, niezmiennie, od chwili powstania po dzień dzisiejszy wysoko ocenianym, nigdy nie kwestionowanym w swych wartościach. Tak trwała dobra fortuna była jednak udziałem niewielu obrazów. Nieczęsto też, zwłaszcza w owym czasie, przyznawano im rangę arcydzieł” – tak pisała w Arcydziełach malarstwa polskiego Maria Poprzęcka.

     Rodakowski był pierwszym polskim malarzem, który odniósł spektakularny sukces na Salonie paryskim, o jego Portrecie Dembińskiego oraz Matce pisała i mówiła niemal cała krytyka francuska. Uznano go za przedstawiciela szkoły francuskiej. „Nie uważam za konieczne traktować pana Rodakowskiego jak cudzoziemca, mimo jego polskiego nazwiska; jest on uczniem pana Cognieta i należy do naszej szkoły” – pisał jeden z krytyków. Dla polskich artystów i polskiej publiczności Rodakowski był w roku 1853 malarzem niemal mitycznym. Młody Grottger pisał do matki w liście: „Pana Rodakowskiego obrazy przyszły na wystawę. Jakie […] nie wiem, ale Kraków bardzo ciekawy”. Matejko patrzył na Matkę – jak wspominał Izydor Jabłoński – „z zatamowanym tchem […] wskazując tylko różne części w portrecie”, Andrzej Grabowski „pobladł” a jakaś „wątpliwość opanowała wszystkich”, jeden z artystów wycofał z wystawy dwie swoje prace, ktoś napisał, że „rozpoczęła się era sztuki polskiej”.

      Właściwe studia artystyczne Rodakowski odbył w Paryżu w prywatnym atelier Léona Cognieta, malarza bardzo popularnego w owym czasie, zwłaszcza w kręgach polskiej emigracji. Zgodnie z uznaną i obowiązującą w wieku dziewiętnastym hierarchią tematów, za najważniejsze uznawał malarstwo historyczne, siebie uważał za „malarza historycznego”. Przez całe życie podejmował tę tematykę i próbował malować wielkoformatowe płótna. Szczególnie interesował się osobą Jana III Sobieskiego i jego epoką; jemu poświęcił dwa duże obrazy oraz kilkanaście szkiców piórkiem i akwarelowych.

     Mało znany epizod z dziejów XVI-wiecznej Polski: nadanie przywilejów zbuntowanej szlachcie ukazał w trzecim obrazie historycznym, w Wojnie kokoszej. Wbrew tytułowi i wbrew oświadczeniu wydrukowanemu w katalogu Salonu, bohaterem obrazu Rodakowski uczynił Zygmunta Starego, siedzącego na pierwszym planie, niemal na osi obrazu, w znanej skądinąd pozie „króla przegranego królestwa”.

      Wydaje się, że autor Portretu matki nie mógł namalować „prawdziwego” historycznego obrazu. Na przeszkodzie stał przede wszystkim jego talent malarski skierowany na wyrażanie przeżycia wewnętrznego. Rodakowskiego nie interesowała historia, nauczył się niewielkiego jej wycinka podczas pracy nad Bitwą pod Chocimiem. Nie miał żyłki zbieracza, jak Matejko, ani też cierpliwości do studiowania starych kronik. Tworząc szkice z historii Sobieskiego, posługiwał się w istocie jedną tylko książką: Dziejami Jana III Sobieskiego Leona Rogalskiego. Wiedział, jak należy namalować obraz historyczny, nie miał natomiast jego wizji.

     Z prawdziwą pasją malował portrety. Stworzył ich około pięćdziesięciu. Można wyodrębnić dwa typy wizerunków: reprezentacyjne i prywatne. W portretach reprezentacyjnych postacie, czasem nawet bliskie artyście, ukazywane są na tle monumentalnej architektury. W przedstawieniach tych, np. siostry, wychodzącej z kościoła w stroju ślubnym, czy żony, stojącej na balkonie w wieczorowej sukni, brakuje pogłębionej charakterystyki psychologicznej, co sprawia, że są poprawne, lecz nie doskonałe. Najważniejszym elementem tych dzieł wydaje się strona dekoracyjna – bogate, rozbudowane tło i strój postaci, m.in. mistrzowsko namalowane aksamity, koronki i futra.

      Inaczej rzecz ma się z drugą grupą, tj. portretami prywatnymi. Przedstawiają rodzinę i przyjaciół malarza, osoby, z którymi był szczególnie mocno związany: ojca, matkę brata, ciotkę, towarzysza paryskiego życia Rodakowskiego, malarza Leona Kaplińskiego.

     Stanisław Witkiewicz napisał: „Rodakowski myśli przy swoich portretach. Każdy z nich jest obrazem, dającym pełne wrażenie żywego człowieka, ze wszystkimi jego indywidualnymi cechami. Wrażenie to jest wywołane nie tylko dokładnym przedstawieniem danych rysów lub wyrazu – cały obraz dąży do tego, żeby się zjednoczyć z charakterem człowieka, którego przedstawia. Rodakowski zdaje się zmieniać do pewnego stopnia swój temperament artysty odpowiednio do temperamentu człowieka, którego maluje. Zatracenie na ile się da, roboty technicznej, pozostawienie na płaszczyźnie płótna tylko tonów barwnych, czyli pozbywanie się maniery, jest jedyną z cech jego twórczości. Jedną z wysokich zalet jego obrazów jest siła tonu. Użytkuje on z całej skali światła, na jaką stać malarstwo, zachowując przy tym tak wierne stosunki tonów lokalnych, że nawet odrzuciwszy barwę, portrety byłyby kolorowe”.

     Prostota, naturalność, uchwycenie podobieństwa i perfekcyjne wykonanie sprawiają, iż obrazy te możemy uznać za arcydzieła sztuki portretowej.

     W 1994 roku, po zobaczeniu wystawy Rodakowskiego w Muzeum Narodowym w Krakowie, Mieczysław Porębski napisał „Przyznam, że jak patrzę na te obrazy – podchodząc, odchodząc – nawet nie bardzo patrzę na mistrzowsko namalowane twarze, na te wszystkie ordery na płaszczu… Patrzę na aurę, na tło, bo dopiero tutaj widzę tło każdej z tych postaci i widzę, że każda z nich ma swoją specyficzną aurę. Tu nie ma dwóch portretów tak samo malowanych!

     Zdjęcie z wystawyKażdy ma inną orientację światła, które idzie od obrazu i nie jest światłem realnym, tylko światłem od artysty. Różna jest także faktura – to można zobaczyć po koronkach – w zależności od stosunku Rodakowskiego do modela czasem koronka jest «odrobiona», a czasem jest czymś niezwykłym, ulotnym, tak bardzo emocjonalnie przeżytym, że właściwie mówiącym o całym stosunku artysty do postaci.

     Ktoś mógłby powiedzieć: no dobrze, cóż nas to obchodzi? Galeria portretów rodzinnych, rzeczywistość, która należała do swojego czasu, epoki, na którą możemy spojrzeć historycznie… A przecież artysta nie odtwarza tej rzeczywistości, nie fotografuje jej, artysta tworzy aurę wokół postaci, aurę która przekształca cały ten zbiór portretów w pewną nierzeczywistość – w pewną poezję, literaturę, w pewien mit. I one tym żyją, żyją swoim nierzeczywistym, pośmiertnym – tak intensywnym i tak zróżnicowanym – poszczególnym życiem każdego z nich. Dlatego nie można patrzeć na te obrazy inaczej jak na całość; to jest fragment jakiegoś wielkiego świata, który Rodakowski po swojemu nie portretował – tylko tworzył. Gdybym go porównał z tego rodzaju światami, porównałbym go może z galerią Buddenbrooków, z galerią postaci Prousta. To jest właśnie to, przetwarzanie w pewną nierzeczywistość wyobraźni, snu, medytacji – tego wszystkiego, co się przeżyło i co się ma w pamięci. Wszystko jedno, czy to jest pamięć sprzed pięciu minut, sprzed kilku lat, czy pamięć z okresu dzieciństwa”.

 

 

Komentarze obsługiwane przez CComment